Jak się jeździ na rowerze po Tel-Awiwie? Po krótkim pobycie trudno porywać się na pisanie przewodnika. Niemniej kilka dni intensywnego pedałowania pozwoliło na garść refleksji. Izrael nie należy do ulubionych destynacji wakacyjnych Polaków, natomiast liczba turystów z naszego kraju rośnie za to bardzo szybko . Nieprzygotowanego rowerzystę można nazwać osobą, która często nie jeździ na rowerze lub używa go tylko jako pojazdu na krótkie wycieczki, na przykład poza miasto do ogrodu, do pracy, do odległego sklepu i tak dalej. Oznacza to, że jest to osoba, która nie używa regularnie roweru, aby utrzymać się w formie fizycznej. Ale do typowej jazdy po górach (off-road), oczywistym wyborem będzie rower górski. Zdarzyło mi się kiedyś wjechać crossem na niewielki szczyt w Beskidzie Żywieckim, ale okupiłem to późniejszą wymianą obręczy. Rower trekkingowy zapewni najwygodniejszą pozycję, będzie zatem optymalnym wyborem na dalsze, asfaltowe podróże. Naukowcy udowodnili, że codzienna jazda na rowerze przyczynia się do poprawy zdrowia i zapobiega chorobom serca. Rowerzysta może poruszać się po każdej drodze i wcisnąć się w nawet najwęższą alejkę, czego nie może zrobić samochód. Nie oznacza to jednak, że rowerzyści mogą jeździć gdzie tylko chcą. Kilka godzin na rowerze w upale może spowodować co najmniej schodzenie naskórka po oparzeniu słonecznym. Odpowiednio się ubierz. Warto rozważyć założenie jerseya z długim rękawem. Jeżeli masz przewiewne kolarskie ciuchy to podczas jazdy nie specjalnie odczuwana jest różnica, czy jeździ się na krótko, czy nie. Kółka w rowerze są jednym z najważniejszych elementów, które decydują o jego wydajności i komforcie jazdy. Wybór odpowiedniego rozmiaru kół w rowerze może mieć znaczący wpływ na to, jak będzie się jeździć. Dobieranie odpowiedniego rozmiaru kół do roweru może być trudne, ale jeśli podejdzie się do tego z odpowiednią wiedzą i przygotowaniem, można uzyskać optymalne 8vc7. Czas na trudne pytania i równie trudne odpowiedzi. Bo co zrobić, aby zacząć jeździć szybciej i bardziej efektywniej? Jest wiele sposobów, o czym mogą powiedzieć bardziej doświadczeni kolarze, ale metoda jest jedna – to ciężka praca i lata treningów. Czarna rozpacz Zaczynam przeżywać kryzys. O ile sama jazda w tlenie i długie dystanse nie sprawiają mi większych problemów, to już jazda z konkretną prędkością i utrzymywanie koła pro-amatorom, zdecydowanie jest poza moim zasięgiem. Z przykrością patrzę i z zazdrością podziwiam tych, którzy mijają mnie na trasie jak pociąg TGV z prędkością 45 km/h, co dla niektórych nie jest niczym nadzwyczajnym, a pod górkę idą jak przysłowiowe przecinaki. To właśnie z tej rozpaczy i niemocy urodził się pomysł Yoloride czyli naszych cyklicznych ustawek kolarskich Fun&Smile. Pomyślałam sobie, że skoro inne grupy są za dla mnie szybkie, a chłopaki odjeżdżają mi na pierwszej lepszej górce, to stworzę swoją grupę i będziemy jeździć moim tempem! A co tam! Pewnie nie jestem odosobniona w swoich wątpliwościach i w poszukiwaniach odpowiedzi na pytanie: jak zacząć jeździć szybciej? Dlatego zrobiłam niemały research i podpytałam bardziej doświadczonych kolarzy o cenne porady. Może i Wam pomogą? Co wpływa na prędkość? Jest mnóstwo czynników, które wpływają na prędkość na rowerze. Począwszy od czynników atmosferycznych i zewnętrznych, na które nie mamy wpływu, po te bardziej osobiste, jak samopoczucie i dyspozycja dnia. Co nie pozwala nam szybko jeździć? wiatr – czyli główny hamulcowy w rozwijaniu prędkości. I zazwyczaj wieje w twarz. Pomoże jazda za kimś w grupie, aerodynamiczna pozycja i wrzucenie niższej przerzutki. pogoda – to nie tylko wiatr, ale też zimno lub upał. Pomoże odpowiedni ubiór, krótsze trasy, a latem zacienione drogi. korki – sam wyjazd z miasta to już strata kilku minut. Korki, przeszkody na drodze i sygnalizacja świetlna – tak zaniżamy średnią. Pomoże wybór trasy z szybkim wyjazdem z miasta i mniej uczęszczane drogi. nawierzchnia – czyli nasze polskie drogi: dziury, koleiny, krawężniki. Tutaj nic nie pomoże. Dlatego musimy zwalniać, omijać je, a czasami nawet zatrzymać się, żeby przeprowadzić rower przez krawężnik czy niepewną nawierzchnię. podjazdy – czyli cała esencja kolarstwa! Naturalna selekcja. Kto mocniejszy ten wygrywa. Nie masz techniki, odpowiedniej wagi, siły mięśni i wydolności – odpadasz. Pomoże ciężka praca, nie tylko na rowerze, ale też na siłowni. dyspozycja dnia – zmęczenie pracą, sytuacja rodzinna, przykre wiadomości, jazda na kacu, miesiączka u kobiet, itp. czyli cała gama okołotreningowych wydarzeń związanych z naszą wydolnością i samopoczuciem. Pomoże plan treningowy i przyjazny kompan, który wesprze i wyciągnie na rower. towarzystwo – czyli jazda w grupie. To zdecydowanie atut utrzymywania wysokich prędkości. Osłaniamy się od wiatru, trzymamy koło, mobilizujemy się nawzajem. Pomogą ustawki kolarskie czy jazda z lepszym partnerem. choroba – a raczej przeziębienie czyli kaszel, katar, podwyższona temperatura, która najbardziej śmiałych kolarzy nie zniechęci do jazdy na rowerze. Zdarza się, że jeździmy także z niedoleczonymi kontuzjami. Pomoże trochę zdrowego rozsądku. przetrenowanie – ciężkie treningi i systematyczny udział w zawodach rowerowych znacznie wpływa na wydolność organizmu, jego regenerację, a co za tym idzie na wydajność jazdy. Pomoże kilka dni odpoczynku, relaks i zabiegi regeneracyjne. waga – im mniejsza – tym lepsza, szczególnie ma to znaczenie na podjazdach. Oczywiście najważniejszy jest stosunek masy do generowanej mocy, ale wiadomo, że na podjeździe wycieniowany kolarz minie Cię jak Pendolino mija pociąg Przewozów Regionalnych. Pomoże pozbycie się zbędnego balastu. rower – możemy odchudzić nie tylko siebie, ale też rower. Obecne rowery wykonane z karbonu są tak lekkie, że nie ma już z czego zrzucać. Ważne jest też odpowiednie dopasowanie roweru do swojej sylwetki. Pomoże zmiana roweru na lżejszy model oraz bike fitting. jedzenie – i mowa tu nie tylko o spożywaniu go w nadmiarze, ale też o zbyt małej ilości jedzenia. Bo na owsiance i bananie daleko nie zajedziemy. Pomoże dobrze zbilansowana dieta, planowanie posiłków, odpowiednie nawodnienie, a w trakcie jazdy uzupełnianie energii za pomocą np. żeli. Jak jeździć szybciej? Aby jeździć szybciej i mocniej trzeba dobrze przygotować bazę tlenową i siłową. Gdy dołączymy do tego powtarzalność i ciężką pacę to efekt będzie murowany. Ale nie jest to takie proste. W zależności od naszych predyspozycji i samozaparcia, na te efekty trzeba będzie czekać latami. Pytanie tylko, czy będzie nam się jeszcze chciało? Warto zatem zacząć od podstaw. Siła – czyli budowanie wytrzymałości mięśniowej. Głównie przez okres zimowy warto regularnie ćwiczyć na sali (raz-dwa razy w tygodniu) i rozwijać dolne partie ciała, skupić się na wzmocnieniu korpusu, barków, ćwiczeniach mięśni głębokich. Można dodać do tego ćwiczenia cardio i ogólnorozwojowe. Osobiście ćwiczyłam w zimie z piłkami, aby poprawić nieco koordynację ruchową. Tak dobrze przygotowane mięśnie zareagują na każdej górce. Podjazdy – jesteś tak silny, jak twój najsłabszy punkt. Więc gdy grupa odjeżdża Ci na podjazdach to znak, że … musisz je pokochać! Wybierz sobie najgorszą górkę w swoim mieście i zacznij się z nią zaprzyjaźniać. Wałkuj ją kilka razy w tygodniu, wspinaj się na te 5-8 procent, ćwicz najpierw przez pół godziny wjeżdżając 2-3 razy, a następnie zwiększaj ilość i tempo. W ten sposób poprawisz nie tylko siłę mięśni, technikę i zbudujesz bazę tlenową, ale też wzmocnisz się mentalnie. Interwały – czyli przysłowiowe wypruwanie flaków. Nie zdziw się, jak po takiej sesji będziesz chciał wymiotować! Ja nazywam je tabatą na rowerze czyli przeplataniem wysokiej intensywności z niską w tzw. interwałach czasowych. Im intensywność wysiłku będzie większa, tym jego czas powinien być krótszy, a dłuższy odpoczynek. Tutaj warto znać swój HRmax czyli maksymalną wartość tętna i strefy tlenowe. Dobrze sprawdzi się również miernik mocy. Trzeba pamiętać, że takie ćwiczenia mają swoje fazy: rozgrzewka (luźne, spokojne tempo), część zasadnicza oraz odpoczynek (uspokojenie pracy serca). Jak ćwiczyć? Np. 6-8 interwałów (bardzo szybkie tempo) przez minutę i minuta odpoczynku. Ja wolę 30/20 czyli 30 sekund jazdy na maxa i 20 sek. odpoczynku w cyklu 8 powtórzeń. Taki trening powinien trwać ok. 15-20 min. Uwierzcie mi, że po takiej jeździe już ma się dość! Długie dystanse – od czasu do czasu wybierzmy się na dłuższą jazdę czyli taką w granicach 100 km i więcej. Oczywiście do tego należy odpowiednio się przygotować – nawodnić organizm, dobrze odżywić, zaplanować czas i tempo, a podczas samej jazdy dobrze rozłożyć siły. Powinniśmy jechać w 2 i 3 strefie aerobowej, bez szarpnięć i maksymalnych przyspieszeń. Zbudujemy w ten sposób bazę tlenową i zaadoptujemy mięśnie i ciało do dłuższego wysiłku fizycznego. Technika – poprawienie techniki jazdy, pozycja aerodynamiczna, wejścia w zakręt, jazda na stojąco, pokonywanie podjazdów i zjazdów – to wszystko wpływa na prędkość jazdy. Wiadomo, że największe prędkości rozwiniemy na zjazdach i na płaskich trasach, układając ciało w niską pozycję czyli jadąc na dolnym chwycie kierownicy. Im bardziej aerodynamiczna i opływowa pozycja, tym mniejszy opór powietrza, a co za tym idzie lepsza czasówka. Szybka jazda wymaga techniki, którą częściowo możemy zaczerpnąć z jazdy na rowerze MTB. Podjazdy, zjazdy i zakręty są wprawdzie wolniejsze niż na szosie, ale zasada działania jest niemal identyczna. Przed podjazdem pamiętajmy, aby spróbować szybko ocenić jego poziom nachylenia i długość, a na samej górce dobrze operować przerzutkami i rozłożyć siły zostawiając ich trochę na końcówkę, którą można pojechać na stojąco. Zjazdy pokonujemy płynnie, trzymając stopy w poziomie, z lekko uniesioną pupą, ugiętymi rękoma i nogami. Palce koniecznie na klamkach hamulcowych! Możemy kręcić korbą, aby nie dopuścić do schłodzenia mięśni. Jeśli chodzi o zakręty to trzeba zahamować zawsze przed wejściem w zakręt, a nie trakcie. Wiem, że traci się wtedy prędkość, ale dzięki temu unikniemy poślizgu. Kolarze mogą poczuć się jak żużlowcy Falubazu w swoich najlepszych latach i złożyć się do zakrętu pochylając się do jego środka i wystawiając kolano do wnętrza. Awaryjnie możemy wypiąć wewnętrzną nogę z bloków. Upraszczając – nie jest ważne z jaką prędkością wchodzisz w zakręt. Ważne jest z jaką prędkością z niego wychodzisz. Szybciej! Mocniej! Więcej! Brzmi jak slogan ze spotu reklamowego, choć niektórzy kolarze-amatorzy wyznają właśnie taką zasadę. Nie mam nic przeciwko szybkiej, a nawet bardzo szybkiej jeździe na rowerze i zazdrością patrzę na wyniki swoich kolegów, którzy na dystansie 80 km osiągają średnią prędkość 35 km/h! Wciąż nie wiem, jak oni to robią… Najważniejsze jednak, aby nie patrzeć ślepo na PR-y, KOM-y, QOM-y, ściganie się na segmentach czy inne rywalizacje. One mają motywować i monitorować nasze wyniki, ale nie zapominajmy o radości z jazdy. Bo szybciej nie zawsze znaczy lepiej. *Czy wiecie jaką największą prędkość osiągnął człowiek pedałując na rowerze? To 268 km/h! To nie pomyłka. Dokonał tego w 1995 roku w Utah w USA Holender Fred Rompelberg jadąc za specjalnym samochodem, który zapewniał mu osłonę aerodynamiczną. Tandemy to w Polsce bardzo niszowa grupa rowerów. Nikt nie zna dokładnych danych, ale obstawiam, że nie ma ich więcej niż kilkanaście tysięcy sztuk. Z tym większą ciekawością podszedłem do zakupu tandemu przez moich rodziców. A w zasadzie to tata był motorem napędowym :) Od pewnego czasu zbierałem się, by w końcu trochę pojeździć na tym rowerze. I udało się nawet bardziej niż się spodziewałem. Tata wymyślił, że przejedziemy się do Częstochowy i z powrotem, przy okazji zahaczając o łódzką, pieszą pielgrzymkę. Ja już dwa lata temu miałem taki przejazd za sobą, tym chętniej się zgodziłem, by sprawdzić możliwości tej maszyny. Dzień przed wyjazdem zrobiliśmy 30-to kilometrową rundkę, żebym oswoił się z jazdą na do obejrzenia odcinka Rowerowych Porad, w którym moi rodzice opowiadają, jak im się jeździ na tandemie. Będzie mi bardzo miło, jeżeli zasubskrybujesz mój trasa na tandemieDopiero następnego dnia rano dotarło do mnie, że do przejechania mamy 290 kilometrów na rowerze, którym jechałem zaledwie raz. Oraz, że poznam wszystkie blaski i cienie tandemu w ekspresowym tempie. Zamontowałem tylko swoje siodełko oraz pedały, bo na takich dystansach wolę siedzieć na dobrze znanym siedzisku, a pedałów SPD już chyba nigdy nie wymienię na tradycyjne. Zresztą SPD bardzo się przydały, o czym napiszę za chwilę. Od razu uprzedzę wszystkich świeżo upieczonych posiadaczy tandemów. Nie ruszajcie na pierwszy raz w tak daleką trasę. Ja miałem ten plus, że jechałem z tatą, który przejechał już sporo kilometrów. Dwie niedoświadczone osoby najlepiej gdy zaczną od trochę krótszych jazdy na tandemieJadąc tandemem, trzeba stale pamiętać, że jedziemy w dwójkę na jednym rowerze i przenoszenie nawyków ze zwykłego roweru, nie zawsze się sprawdzi. Tandem ma sporą długość i zachowuje się inaczej niż tradycyjny bicykl. Wszystkie ruchy pasażera (tak będę nazywał osobę siedzącą z tyłu), są wyraźnie odczuwalne przez kierowcę. Tak więc pasażer, z jednej strony musi nauczyć się pozostawać niewidzialnym, z drugiej zaś pomagać w razie potrzeby. O pedałowaniu nie wspominając, bo jego brak jest z przodu dotkliwie odczuwalny :)W tandemie pedałuje się jednocześnie i robi przerwy jednocześnie. Jest to spowodowane tym, że najpierw przednia korba łączy się z tylną, a następnie tylna korba z kasetą. Jest to uzasadnione od strony konstrukcyjnej, natomiast rodzi kilka niedogodności. Za każdym razem, gdy chce się zrobić przerwę w pedałowaniu, trzeba albo powiedzieć STOP albo „brutalnie” przestać pedałować. Jest to upierdliwe, ale z tego co mówili rodzice, można się przyzwyczaić. Ja nieraz złapałem się na tym, że chciałem poprawić spodenki i odruchowo przestawałem pedałować. Druga sprawa to ustawianie pedałów do startu. Przy każdym zatrzymaniu, pasażer powinien zadbać o takie ich ustawienie, by łatwiej było ruszyć. Dlaczego pisałem, że przydają się wpinane pedały SPD? Synchroniczne ruszenie tandemem nie jest może tak trudne, jak start promu kosmicznego, ale mimo wszystko jest szansa, że noga ześlizgnie się z pedału. My najczęściej robiliśmy tak, że ja nawet nie zdejmowałem nóg i siedziałem wpięty cały czas. Ale w niektórych sytuacjach odruchowo podpierałem się na skrzyżowaniu i potem o wiele łatwiej było ruszyć z SPD. Moja mama woli tradycyjne i nie narzeka. Być może moje wrażenie wynika z tego, że po prostu odzwyczaiłem się od jazdy na zwykłych :)Zmiana przełożeńZmianą biegów zajmuje się kierowca (chyba, że przerobicie sobie rower, aby robił to pasażer). Siedząc na miejscu pasażera, trzeba się do tego przyzwyczaić. Trzeba się też zgrać pod kątem kadencji (czyli tempa pedałowania) i wyboru twardości przełożeń. Mój tata jeździ trochę bardziej siłowo, ja już od dawna preferuję kadencyjną jazdę. Mogłem odpuszczać i po prostu nie naciskać tak mocno na pedały, ale starałem się tego nie robić. Niestety w Częstochowie boleśnie to odczułem, gdy odezwały się lekko popalone mięśnie :) W drodze powrotnej jechaliśmy już na lżejszych przełożeniach, z większą kadencją. Tutaj mój tata miał większe obiekcje, za to ja odżyłem. Tak więc trzeba trochę razem pojeździć, żeby złapać wspólny rytm i złoty środek w doborze przełożeń oraz tempa tandememPo powrocie z Częstochowy pojeździłem trochę z przodu, za pasażerkę mając Monikę. Tandem jest długi, tak więc mniej skrętny od zwykłego roweru. Absolutnie nie przeszkadza to podczas normalnej jazdy, ale już manewrowanie nim czy zawracanie jest trudniejsze i wymaga więcej miejsca. Do jazdy niezbędne są również lusterka, właśnie ze względu na jego długość. I nie dlatego, że pasażer będzie zasłaniał coś kierowcy. Po prostu wszystkie mocniejsze ruchy są przenoszone na ramę. Do tego trochę trudniej utrzymać go w ryzach niż zwykły rower, więc częste obracanie się nie byłoby wskazane. Jadąc we dwoje po prostu trzeba pamiętać o większej masie i trochę mniejszej zwinności. Ale samej jazdy jako kierowca tandemu nie trzeba się uczyć, trzeba tylko zebrać odpowiednie doświadczenie jeżdżąc :)Długość tandemu może być minusem podczas przewożenia go pociągiem. Wiadomo jak to jest z PKP. A raczej nie wiadomo :) Jeżeli podjedzie wagon z dostateczną ilością miejsca do wymanewrowania, nie będzie żadnego problemu. Natomiast w wąskich korytarzach, nie ma szans na jakiekolwiek kombinacje. Dlatego moi rodzice na wyjazdach jak ognia unikają jazdy się jedzie z tyłuTen temat często przewija się w rozmowach o tandemie. Mówi się, że pasażer może tylko podziwiać plecy kierującego, nie ma wiele do gadania, a do dyspozycji pozostaje mu co najwyżej dzwonek. Ale nie do końca tak jest. Siedząc z tyłu, nie miałem ani przez chwilę wrażenia, że leżę tacie na plecach czy innych częściach ciała. Tak samo on nie czuł mojego oddechu na swoich plecach. Rama w tym rowerze jest tak skonstruowana, że była zachowana odpowiednia odległość między nami. Ja za to miałem możliwość spokojnego rozejrzenia się po okolicy, w razie potrzeby wyciągałem telefon z kieszeni, aby spojrzeć na mapę czy odpisać na SMS-a. I tak naprawdę interesowało mnie jedynie to, żeby pedałować. Przez całą drogę nie musiałem skupiać się na omijaniu dziur i uważaniu na samochody. Na początku było to dziwne uczucie, ale szybko się przyzwyczaiłem i nawet mi to odpowiadało. Gdybym jeszcze dostał manetki od przerzutek, byłbym w pełni szczęśliwy :)Czy tandemem jeździ się szybciej/łatwiej niż zwykłym rowerem?Odpowiedź na to pytanie brzmi: to zależy. Z mojej perspektywy wyglądało to tak, że na prostej drodze tandem łatwiej się rozpędza. Trochę łatwiej jest też utrzymać na nim prędkość. Natomiast spora różnica jest na podjazdach. Mimo, że Cannondale jest bardzo lekki jak na tandem (bez wyposażenia waży ok. 20 kilogramów), po dorzuceniu bagażnika, błotników, sakw – jest już co napędzać. Ale piszę to z perspektywy 10-kilogramowego roweru, być może ktoś, kto jeździ na co dzień rowerem trekkingowym ważącym 16 kilogramów, zauważy różnicę na pewno tandem jest dużym plusem w przypadku par, gdzie pojawiają się różnice zdań w kwestii liczby przejeżdżanych kilometrów. Jedną z przyczyn zakupu tandemu, z tego co wiem, był fakt, że moja mama jeździ sporo na rowerze, ale tata chciał jeździć więcej :) W tym wypadku mają taką możliwość, ponieważ „słabsza” osoba może po prostu trochę odpuścić, gdy zacznie brakować jej sił. W każdym razie, na tandemie pedałuje się tak samo, jak na każdym innym rowerze. Sam nie jedzie :)Tandem to także bardzo dobre rozwiązanie dla osób niepełnosprawnych i niewidomych. Zainteresowanym polecę bardzo ciekawą inicjatywę „Niewidomi na tandemach” – projekt łączy wolontariuszy z osobami niewidomymi na wspólne wyjazdy. Znaleźć tam można także listę wypożyczalni atrakcjeJest jeszcze jedna „atrakcja” związana z tandemem. Niektórym może to nawet odpowiadać :) Tandem wzbudza zainteresowanie. OGROMNE ZAINTERESOWANIE. Ludzie głośno komentowali nasz przejazd, pokazywali palcami, motocykliści przejeżdżając krzyczeli, że fajna maszyna, dzieciaki siedzące w samochodach przyklejały nosy do szyb. Można się do tego przyzwyczaić, ale na początku czułem się trochę warto kupić tandem? Na to pytanie nie ma jednej dobrej odpowiedzi. Na pewno nie jest to rower dla każdego. Tandem ma sporo zalet, ale ma też kilka wad o których warto pamiętać. Na początek polecam poszukać wypożyczalni i trochę pojeździć, by wyrobić sobie o nim zdanie. Ja jednak pozostanę przy moim tradycyjnym rowerze. A tandem porównam do wędkowania czy pływania na kajaku – to bardzo fajne hobby, ale kompletnie nie dla mnie. Rowerem w zimowej aurze jeżdżę nieprzerwanie od przynajmniej 6 lat. Do pracy, do sklepu, od czasu do czasu w las. Jeszcze nie zaliczyłem gleby, choć od znajomych słyszałem, że już pierwszy zimowy wyjazd kończył się u nich wywrotką. Wciąż patrzą na mnie jak na wariata, choć zima coraz częściej przekonuje do siebie rowerzystów. Zimowych cyklistów jest na pewno więcej niż kilka lat temu. Mróz to żadna wymówka, aby odstawiać rower do piwnicy. Wystarczy odpowiednie przygotowanie i styl jazdy, a bez przeszkód można poruszać się w ten sposób nawet w kilkustopniowej piździcy. W tym krótkim wpisie znajdziecie kilka rad dotyczących jazdy na rowerze zimą. Na przykład po piwo do miasta obok. Po. Nie „na”. Dlaczego wybieram rower nawet wtedy, gdy temperatura odczuwalna staje się nieznośna? Powody są przynajmniej trzy: Oszczędność czasu i pieniędzy — nie mam auta, do pracy dojeżdżałbym autobusem. Do przystanku dochodzę w 5-7 minut, autobusem jadę kolejne 20 minut. Wychodząc z domu o 7:45, z autobusem o 7:53, jestem w pracy około 8:20. To daje 35 minut od zakluczenia drzwi mieszkania do odbicia karty na zakładzie. Oczywiście przy zielonej fali, dobrym humorze kierowcy i braku korków, bo zdarzało się, że w pracy byłem prawie o 8:30, co daje około 45 minut. W 45 minut, rowerem, zdążyłbym dojechać do biura i z niego wrócić. Za darmo, zamiast za 6 złotych w 2 strony. Nie jestem skazany na rozkład jazdy — wychodzę z biura, wsiadam na rower i jadę. Na przystanku muszę poczekać, w korku swoje odstać, jeśli się zdarzy (kto zna ul. Do Studzienki w Gdańsku, ten wie…). Nie marnuję czasu w oczekiwaniu na dyliżans i podjeżdżam bezpośrednio pod siłownię, sklep czy dom. To zajebiście zdrowe — dziennie robię 10 kilometrów, 2 razy cardio po 20 minut z hakiem. Odbija się to pozytywnie na wytrzymałości przy letnich wycieczkach z namiotem, mojej wadze i samopoczuciu. Zamiast cisnąć się w zarazkach w autobusie, rozbudzam się prując przez zmrożone powietrze. Jadąc z pracy na siłownię, mam już rozgrzewkę „w cenie”. Da się lepiej? Chyba tylko biegając do pracy. Nie zapominajcie też o hartowaniu organizmu. Latem będzie Wam nieco cieplej, ale docenicie dodatkową odporność na zimno jesienią i zimą. Osoby poruszające się autem docenią też niskie spalanie, brak korków i brak potrzeby skrobania szyb o poranku. No i ta chłodnia po wejściu do auta z samego rana. O ile nie masz Webasto. Brr… I już masz zjebany poranek… fot. Peter Fiskerstrand (CC BY NC Jak przygotować się do jazdy rowerem zimą? Dowód na to, że nie ściemniam Nie muszę chyba wspominać o tym, że rower miejski czy kolarzówka to nie jest najlepszy wybór na zimowe podboje ścieżek rowerowych? Jeśli ścieżki czy ulice są regularnie odśnieżane, to nie ma problemu. Z tym bywa jednak różnie. W Gdańsku na przykład dbają o to, aby trasy rowerowe były przejezdne, ale nie odśnieżają ich zbyt dokładnie. Warto mieć z tyłu głowy, że śnieg lubi padać w najmniej odpowiedniej chwili i rower z wąskimi oponami będzie miał problem, aby przejechać przez chlapę. Ze świeżym śniegiem problemów raczej nie ma. Można jechać nawet hulajnogą. Czas na konkrety. Oto lista 10 najważniejszych kwestii związanych z zimowym zasuwaniem rowerkiem: Odpowiednie opony — przednia jest ważniejsza niż napędowa. Dwa tygodnie temu wymieniłem zużytego Maxxisa Larsen TT 1,9″ na WTB Weirwolf 2,2″. Wyjechałem na śnieg i… wooo! Różnica między zużytymi klockami a świeżą i szerszą oponą jest dia-met-ral-na! Szeroka opona do przodu i można pruć bez obawień. Jeśli wahacie się nad wymianą i chcecie dobić oponę przed sezonem, to polecam nie czekać i zmienić ogumienie przed wiosną. Ceny części czy opon są teraz niższe. Warstwy — o czapce nawet nie wspominam, bo bez niej nie da się zimą nawet wyjść po Rompera do Żabki. Wiele osób popełnia jednak jeden błąd. Ubiera koszulkę, na nią gruby sweter czy bluzę i na koniec kurtkę. Pamiętacie, jak Wasze mamy ubierały Was za dzieciaka w kilka warstw, nim pozwoliły wyjść pozjeżdżać na sankach? Wiedziały co robiły! Zamiast wciskać się w gruby sweter od babci, ubierz koszulkę, koszulę z długim rękawem, normalną bluzę i kurtkę. Będzie cieplej. Sprawdzone. Rękawiczki — grube, zimowe. Mogą być te, w których chodzisz na co dzień, jednak muszą być bardzo ciepłe. Zwykłe wełniane czy zamszowe — nawet jeśli radzą sobie na spacerze po lesie — nie poradzą sobie, gdy przez kilkadziesiąt minut będzie uderzać w nie lodowate powietrze. Zaopatrz się w cieniutkie rękawiczki, które zakładasz na gołe dłonie, a później użyj tych grubych jako drugiej warstwy. Warstwy są w zimie ważne. Maska lub komin — dopiero niedawno odkryłem moc komina rowerowego! Latami jeździłem z zapiętym pod szyję kołnierzem albo szalikiem. Komin za dyszkę z Decatahlonu to przedmiot magiczny. Bardzo wygodny, szybko się go zakłada i ściąga. Grzeje policzki i jest tak przyjemny w obyciu, że nawet na spacer wybieram go zamiast szalika. Najlepiej wydane pieniądze w ostatnich miesiącach. No… może poza Borderlands 2 z DLC-kami ;) Błotniki — przydają się, kiedy śnieg zacznie się roztapiać. Nie chronią w 100%, ale zawsze lepiej mieć tylko nieznacznie ochlapane plecy, niż przyjechać do firmy cały w błocie. Łącznie z twarzą. Kup błotniki. Ja mam takie. Używam przez cały rok. Światełka i odblaski — bez chociażby najtańszych światełek z AliExpress nie pokazuj się w ogóle na drodze. Wciąż zadziwiają mnie Batmani, którzy ubrani cali na czarno, potrafią wyjechać Ci na ścieżce bez żadnego odblasku czy źródła światła. Są tak wkurwiający, jak DJ-e bez słuchawek w tramwaju. Kup takie żabki, zapnij gdzie trzeba i włączaj także o poranku, gdy jest szaro. Pomyśl też nad opaską odblaskową na nogę. Jeżdżąc do pracy w zwykłych spodniach nie będziesz musiał ich podwijać. Technika jazdy na rowerze zimą, czyli jak nie wybić sobie zębów Kadencja — bardzo niedoceniana zimowa kwestia. Masz przerzutki? To ich używaj! Nie przestają mnie „zachwycać” rowerzyści, którzy ruszają z miejsca na najwyższym blacie, albo mocują się z rowerem na lekkim podjeździe. Zmieniarki wymyślono po to, aby było łatwiej i warto używać ich jak najczęściej, a nie od święta. Zimą warto przerzucić się na wyższą kadencję, czyli jeździć na nieco lżejszych przełożeniach i pedałować szybciej. Dzięki temu nawet w totalnej piździcy, po kilkunastu minutach będzie Ci ciepło. Na powolnych obrotach nie rozgrzejesz się tak, jak kręcąc szybciej. Wchodzenie w zakręty — kierownica w rowerze MTB (poza lasem) nie służy do skręcania. Skręcasz pochylając się nieznacznie, jak na ścigaczu. Każde pochylenie się zimą to jednak prośba o wizytę na pobliskim oddziale ratunkowym. Postaraj się tak skręcać, aby nie przechylać roweru. Odbijasz w lewo? Utrzymuj rower pionowo i odchyl się w prawo — trochę jak żużlowiec. Kilka zakrętów i opanujesz technikę. Wjeżdżanie w rozmemłany śnieg — jest jak wjeżdżanie w piach. Im szybciej jedziesz, tym większa szansa, że się nie zakopiesz i nie poślizgniesz. Widzisz przed sobą kilka metrów roztopów? Przyspiesz. Ja wiem, że się boisz, ale hamując w śniegu prosisz się o utratę kontroli nad przednią oponą, a w efekcie nad całym rowerem. Trust me. Jazda po lodzie — tu obowiązuje zasada numer 2 oraz zakaz blokowania kół poprzez nagłe hamowanie. Na lodzie hamujesz delikatnie i przyspieszasz delikatnie. Blokada koła = poślizg. Pamiętajcie także o regularnym czyszczeniu podwozia, które uwielbia łapać piasek i sól z dróg. Zimą napęd rowerowy zużywa się o wiele szybciej, więc regularne czyszczenie, smarowanie i dodatkowa konserwacja to ratunek szczególnie dla łańcucha, kasety i tylnej przerzutki wraz z kółkami. Kaseta po zimie bywa tak zajechana, że jeszcze przed latem trzeba ją będzie wymienić. Tak wyglądał mój poprzedni rower po kilku kilometrach w miejskiej chlapie. Cieszę się, że mogłem podzielić się z Wami cennymi radami. Mam nadzieję, że kilka osób da się namówić do ponownego zaprzyjaźnienia roweru z mroźną zimą. Nie ma się co bać, jazda w styczniu czy lutym jest tak samo przyjemna, jak letnich miesiącach. Wystarczy odpowiednie podejście, ciepłe majtki i czysty napęd. Dupy na siodełka. Do zobaczenia na ścieżkach i ulicach! Gruby rower? Brzmi dosyć zabawnie, ale nazwa zdradza wszystko to, co wyróżnia taki rower spośród pozostałych jednośladów. Fat bike to rower górski z wyjątkowo szerokimi oponami, dzięki którym można wjechać wszędzie tam, gdzie zwykłym rowerem jest to niemożliwe. Piaszczyste wydmy, gęste śniegi, błoto, kamienie – to naturalne środowisko fat bike'a, w którym czuje się najlepiej. Ten rowerowy „czołg” to idealny kompan dla wszystkich rowerzystów lubiących eksplorować dzikie, trudno dostępne tereny. Ma on wiele zalet, ale i nie mniej wad. Dla kogo został zatem stworzony fat bike? Jak się na nim jeździ? Czy ten rower – pomimo wielu sprzeczności – nadaje się do jazdy dla każdego rowerzysty? Charakterystyka roweru fat bike Tym, co wyróżnia fat bike od pozostałych rodzajów rowerów, są oczywiście szerokie, baloniaste opony w rozmiarze od 4 do 5 cali, które w porównaniu z klasycznymi oponami MTB (2–2,6 cala) są ogromne. Te masywne opony napełnia się powietrzem o ciśnieniu wynoszącym zaledwie około 1 bar, dzięki czemu działają one jak poduszki, które amortyzują wszelkie nierówności i zapewniają ponadprzeciętną przyczepność do podłoża. Montaż tak dużych opon wymaga także korzystania ze znacznie większych obręczy kół, które potrafią być nawet czterokrotnie szersze niż w klasycznym rowerze MTB. Mają one specjalne wycięcia w profilu, co skutecznie obniża masę obręczy i korzystnie wpływa na parametry jezdne roweru. Specyficzne koła w rowerach fat bike wymuszają także szereg innych zmian w kluczowych podzespołach roweru. Znajdziemy tu poszerzone widelce, piasty, grubsze ramy, korby i pedały z szerszym rozstawem, które wymuszają nieco inną pozycję pedałowania. Wszystko to sprawia, że rośnie także masa roweru, wynosząca od 14 do nawet 17 kg, czyli o 2–3 kg więcej niż w rowerach MTB. Jedynymi elementami wspólnymi ze zwykłymi rowerami górskimi są manetki, przerzutki i hamulce. Są to jednak zazwyczaj komponenty wyższej klasy, które muszą gwarantować perfekcyjną jakość i wytrzymałość podczas jazdy w bardzo trudnych warunkach. Jazda na rowerze z grubymi oponami Fat bike to nie jest rower stworzony do szybkiej jazdy po płaskim terenie czy w mieście. Duże opory powietrza, które generują opony, a także wysoka masa samego roweru z pewnością nie sprzyjają biciu własnych rekordów prędkości i czasu. Co innego, gdy wyjedziemy na bezdroża, ścieżki pełne kamieni czy korzeni. Tutaj fat bike pokazuje swoje największe zalety. Świetnie sprawdzi się zarówno w warunkach piaszczystych – na wydmach, plaży czy pustyniach – jak i zimowych, na trasach zasypanych warstwą śniegu, gdzie rowery ze zwykłymi oponami już dawno by się zakopały. To właśnie z myślą o pokonywaniu śnieżnych pustkowi Alaski powstawały pierwsze amatorskie konstrukcje fat bike'ów. Uważać należy na terenach podmokłych, gdyż dłuższa jazda po błocie może doprowadzić do zapchania błotem całej opony, a znaczna szerokość koła nie ułatwia dotarcia do twardszego podłoża. Sama jazda na fat bike'u jest bardzo komfortowa ze względu na tłumienie wszelkich nierówności. Precyzja sterowania i samo poczucie podłoża jest jednak mniejsze niż w klasycznych rowerach, dlatego na początku potrzeba trochę czasu, aby „wczuć się” w rower i móc poczuć prawdziwą frajdę z jazdy. Za największą wygodę w korzystaniu z fat bike'ów użytkownicy wskazują gwarancję zachowania przez rower impetu i wysokiej kadencji, czyli dużej częstotliwości pedałowania, co jest kluczowe w przejeżdżaniu przez najbardziej grząskie odcinki. Sam rower jednak nie pedałuje, dlatego dobra kondycja z pewnością jest tu wymagana. Dla nieco mniej wprawionych rowerzystów dobrym rozwiązaniem może okazać się wybór fat bike'a z napędem elektrycznym, który wspomaga pedałowanie podczas pokonywania stromych podjazdów, jazdy w trudnym terenie czy podczas silnego, czołowego wiatru. Napęd elektryczny może okazać się prawdziwym wybawieniem, gdy czeka nas długi powrót do domu, a nasze mięśnie są już mocno wyeksploatowane. Wadą takiego rozwiązania jest jednak cena, która jest znacznie wyższa niż w przypadku roweru z grubymi oponami bez napędu elektrycznego. Rośnie również (już nie mała) waga roweru, ze względu na konieczność użycia pojemnej baterii. Czy warto w takim razie zainwestować w elektryka? Nie ma wątpliwości, że satysfakcja z jazdy będzie w stanie zrekompensować wszelkie boleści towarzyszące podczas opróżniania portfela ;) Dla kogo został stworzony fat bike? Na pewno dla osób, które lubią się wyróżniać i nie lubią nudy. Aktywnie spędzają czas i przede wszystkim mieszkają pośród dzikiej natury – nad morzem, w górach czy w miejscach, gdzie nie ma zbyt wielu ubitych ścieżek. Nie ma się co oszukiwać, że fat bike nie jest tak bardzo uniwersalnym rowerem jak rower górski i nie sprawdzi się na asfalcie, do codziennej jazdy czy wśród amatorów rywalizacji i jazdy na czas. Idealnie nadaje się za to także dla dzieci, które zaczynają swoją przygodę z jazdą terenową i chcą pokonywać nieco trudniejsze trasy. Takie rowery wybaczają sporo błędów podczas pokonywania technicznych odcinków, zapewniają dużą przyczepność w terenie, jednocześnie dostarczając sporo radości z jazdy. Wybierając się na jazdę na fat bike'u, zawsze należy pamiętać o kasku, a także o oświetleniu rowerowym. Warto zaopatrzyć się również w rękawiczki rowerowe i okulary, które ochronią nas nie tylko prze pędem powietrza, słońcem, ale i wystającymi gałęziami. Bezpieczeństwo na rowerze to podstawa! Zdjęcie: Envato/ davidpereiras Witam. Jestem początkująca osobą zaczynająca jeździć rowerem. Mam pytanie odnośnie wyrobienia kondycji. Może zaczne od tego, iż jestem osobą z lekką nadwagą. Rowerem jeżdżę od małego, ale w tym roku postanowiłem wziąć się za siebie. Z moją kondycją nie jest najlepiej. Jeżdżę od dwóch dni co najmniej 10-15km. Jeżdżę rowerem MTB. Wytyczając trasy staram się aby były zróżnicowane podłożem po którym śmigam, oraz żeby były jakieś fajne zjazdy oraz podjazdy. Tak wiec może przejdę do mojego pytania odnośnie kondycji. Jak lepiej jeździć : Jechać równym tempem, bez większych szarpnięć oprócz podjazdów, jak najdłużej. Jechać różnym tempem, w zależności od '' mocy w nogach '', dawać z siebie 100% mocy na podjazdach, oraz jak najmniej odpoczywać w ciągu jazdy. Moim przede wszystkim planem jest w tym roku aby jeździć minimum 5x na początku 10-15km w pierwszych 2 tygodniach, z czasem zwiększać dystans, oraz w sobotę nawet do 50km. W niedziela odpoczynek, regeneracja. Która opcja waszym zdaniem będzie lepszym rozwiązaniem dla 17' nasto letniego chłopaka z nadwagą +- 5- 10kg :> Z góry dziękuje za każde porady

jak się jeździ na rowerze